czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 1

2015
Nareszcie w domu. Odetchnąłem z ulgą kiedy mijałem uliczki Lillehammer. Marzyłem tylko o tym, aby położyć się w swoim ukochanym łóżeczku. Taksówka stanęła pod moim domem. Podziękowałem kierowcy i wysiadłem z auta. Wziąłem swoje walizki i już chciałem się udać do domu, kiedy spostrzegłem dziewczynę. Stała niedaleko. Niby nie zwrócił bym na nią uwagi, ale wydawała się taka zagubiona, a przede wszystkim była ubrana w cieką koszulkę na ramiączka i krótkie spodenki przy minus dziesięciu stopniach. Podszedłem  niepewnie. Stała tyłem. 
- Przepraszam. 
Odwróciła się była blada. Falowanie blond włosy opadały na ramiona. Była naprawdę piękna. Uśmiechnęła się lekko  
- Anders gdzie jesteśmy? - zapytała.
- My się znamy? - zapytałem. 
Skąd ona mnie znała? No tak panie Fannemel, jesteś skoczkiem narciarskim! Bingo! 
- A nie? - zmierzyła mnie tym tajemniczym wzrokiem, od góry do dołu. - Powiesz mi gdzie jesteśmy? - powtórzyła pytanie. 
- Lillehammer - odparłem. 
Ona tylko zaśmiała się melodyjnie. 
- To nie jest Lillehammer. 
- To jest Lillehammer. 
Już chciałem odejść jednak jej wzrok mnie zatrzymywał. Ona cala mnie zatrzymywała. Nie pozwalała mi odejść. 
- Moi rodzice będą mnie szukać - powiedziała. 
- Zapewne tak - powiedziałem krótko. 
- Będą na nas źli. 
- Na nas? - nie zrozumiałem. 
- Co to jest? - zapytała wskazując na przejeżdżający obok nas samochód. 
- Czy, aby na pewno dobrze się czujesz? 
- Chyba nie - powiedziała. Przymknęła powieki. Gdyby nie ja pewnie wyładowała by na zimnej ziemi. Złapałem ja. Była wręcz doskonała. Co miałem teraz zrobić? Wziąć ja do siebie. Nie znałem jej. Nie wydawała się normalna. Ale nie zostawię jej tez na ulicy. Wziąłem ja na ręce i razem z bagażami zaniosłem ja do domu. Położyłem na łóżku i otuliłem ciepłym kocem. Musiała się rozgrzać. Dalej nie rozumiałem dlaczego stała na mrozie w krótkim rękawku. Zaparzyłam wodę na herbatę. W myślach miałem jej melodyjny śmiech. Co mam teraz robić? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos parującego czajnika. Zalałem herbatę woda i zaniosłem na gore. Położyłem na stoliku nocnym i spojrzałem na dziewczynę. Otworzyła lekko oczy. Odetchnąłem z ulga. Widziałem jej błyszczące ciemne oczy i czerwone jak krew usta układające się w lekki uśmiech.  
- Dzień dobry - powiedziała. 
- Cześć 
- Kim jesteś? - Zapytała. Teraz to już zupełnie nic nie rozumiałem. 
- Chciałbym wiedzieć kim ty jesteś. 
- Nie wiem.  
- Wypij - podałem jej kubek herbaty. 
Usiadła bliżej mnie. Poczułem zapach lawendy. Wciągnąłem jeszcze raz powietrze.
Och, kim jesteś?
- Jestem Anders Fannemel. Skoczek narciarski. 
- Skoczek narciarski - zaśmiała się wesoło. O nie! Znowu to. Anders opanuj się. - Co to takiego? 
- Nie wiesz co to są skoki narciarskie? 
- Nie, a powinnam? 
- Jak się nazywasz? - zapytałem jeszcze raz, mając nadzieje na odpowiedz. 
- Mówiłam już, ze nie wiem. Nie pamiętam. 
- A wiesz skąd się tu wzięłaś? 
- Mam pustkę w głowie. 
Kłamie? Nie na pewno nie. I co teraz miałem zrobić? Przecież jej nie wyrzucę.
- Zejdź na dół dobrze? - zapytałem.
Ona tylko przytaknęła głową i rozejrzała się dookoła. Wyszedłem z pokoju. Należało by zrobić jakiś poczęstunek dla nowego gościa. Zabrałem się do pracy. Szynka, ser, sałata, pomidor. Wiem, że jakoś nie za bogato, ale nie było mnie przecież tydzień w domu. Usłyszałem kroki, schodziła ze schodów, poruszała się z gracją, aż musiałem przetrzeć oczy. Usiadła obok mnie. 
- Co teraz? - zapytałem. 
- Wrócę do domu - powiedziała, jakby to było oczywiste. 
- Jesteśmy w Lilehammer. 
- Lilehammer wygląda inaczej - kłóciła się ze mną. Rozejrzała się dookoła. Jej włosy falowały. - Co to jest? - wskazała na telewizor. - U mnie to wszystko inaczej wygląda. 
Wyglądała na zagubioną, jakby nie z tego świata. No bo kto normalny nie wie co to jest telewizor?! I samochód?! Mówi, że Lilehammer tak nie wygląda. A może ja jestem jakiś nienormalny?! Wariujesz Fanni, wariujesz. Podążyłem za dziewczyną, która właśnie oglądała moje zdjęcia z zawodów. 
- To są te skoki narciarskie? 
- Taa... - odpowiedziałem, dalej zastanawiając się kto z nas zwariował. 
- Mamy rok 2015, jak można nie wiedzieć  co to telewizor i samochód? - wypaliłem w końcu. Spojrzała na mnie zdezorientowana. 
- 2015? 1864 - poprawiła mnie. 
- Nie, 2015 - byłem pewien. Spojrzała na mnie zaszokowana. Uwierzyła? 
- Wiem, kiedy się urodziłam - powiedziała twardo. 
- Szkoda, że nie wiesz jak masz na imię - powiedziałem już lekko zdenerwowany. 
- To ja w takim razie już pójdę - powiedziała i udała się w stronę wyjścia. Halo? Fannemel! Stój złapałem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie twardo. Tak jakby chciała zobaczyć całą moją duszę. Te hipnotyzujące czarne oczy. Puściłem, nie dałem rady. Była zbyt silna. Wyszła  z domu. Przypomniałem sobie właśnie, że była w samych spodenkach i koszulce. Idź ją ratuj bohaterze! Założyłem na siebie kurtkę i wybiegłem z domu. Był mróz, silny mróz. Czułem to na swojej wczorajszej brodzie. Dogoniłem ją, ale się nie odwróciła, szła obrażona na cały świat przed siebie. Właściwie, dlaczego ty to robisz? 
- Hej, gdzie idziesz? - zapytałem. 
- Przed siebie - odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc. 
- Spójrz na mnie! - krzyknąłem. 
Zatrzymała się, ale nadal na mnie nie patrzyła. Stanąłem przed nią. Zdjęłem kurtkę i nałożyłem na jej ramiona. Nie protestowała. Bohater Fannemel lv. 2! 
- Chodź ze mną - powiedziałem. 
- Po co?! Nie chce się narzucać, a po za tym chyba nie chcesz mieć wariatki w domu. Chcę wrócić do siebie - po raz pierwszy na mnie spojrzała. W jej oczach widziałem ból o żal. 
- Spoko, ja też jestem wariatem - zaśmiałem się. Na szczęście jej kąciki ust lekko się podniosły. - Jeśli chcesz to chodź za mną - powiedziałem i ruszyłem w stronę domu. Szła za mną, bez słowa, ale szła. 
Sam nie wiem po co ja to wszystko robiłem. Przecież dla mnie była tylko dziewczyną, która się zgubiła (?). I była inna, żeby nie powiedzieć dziwna. Może brakowało mi towarzystwa? Nie chciałem    mieszkać sam? A teraz? Teraz będzie ze mną mieszkać kobieta, której w ogóle nie znam. Bohater Fannemel lv. 3 
____________________
Taka jedyneczka!:D 

Prolog


1864
Za każdym razem kiedy wypuszczałam głośno powietrze, czułam na sobie spojrzenie mojej matki. Razem z jej przyjaciółką Panią Madison siedziałyśmy właśnie w nie dużym salonie, który był elegancki i przytulny. Można było tu porozmawiać, co tydzień zbieraliśmy się, tu aby opowiadać o nowościach w mieście. Nie dla mnie były takie pogaduszki. To wszystko wydawało się takie obce. Robiłam to tylko dla zadowolenia mojej matki. 
- Może się panienka napiję? - zapytał lokaj. 
- Nie dziękuje - odpowiedziałam. 
Odszedł. Odetchnęłam z ulgą. Wpatrywałam się w obraz męża pani Martinz. Był naprawdę dostojny. 
- Jak ci się u nas podoba? - zapytała , tym samym wyrywając mnie z zamysłu. 
- Bardzo - uśmiechnęłam się pogodnie.
- Twoja córka to naprawdę urocza dziewczyna. Znalazła już męża? 
- Jesteśmy w trakcie szukania - odpowiedziała moja mama. 
Pięknie to ujęłaś. Uśmiechnęłam się do niej. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść, robiło się coraz bardziej duszno. Te kobiety przyprawiały mnie o zawroty głowy. Chyba czas na mnie. 
- Pozwolą panie, że udam się do toalety? 
One tylko kiwnęły głową. Wyszłam z budynku, nie mogłam tego dłużej znieść. Usłyszałam dźwięk kopyt końskich. Nie wiedziałam, że Pani Martinz ma konie. Udałam się w stronę stajni. Siedział w niej mały chłopczyk z niebieskimi oczami i blond włosami. 
- Cześć - powiedziałam cicho. 
On wstał i ukłonił się. Zaśmiałam się, nie byłam jakąś tam hrabianką. 
- Przygotować pani klacz? 
- A ty nie jesteś za mały? 
- Poproszę mojego brata, on jest duży. 
Nie czekał na odpowiedz od razu mnie wyminął i pobiegł w stronę drugiego wyjścia. Podeszłam do jednego z koni. Był kary i przyglądał mi się swoimi czarnymi oczami. Podszedł do mnie i trącił swoimi chrapami. Ej może trochę szacunku?! 
- Wow - usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam głowę i spostrzegłam chłopaka stał wpatrzony jak w obrazek. Zapewne był to brat chłopca. 
- Przepraszam...Ja - powiedział niepewnie. - Po prostu ten koń... On wszystkich niszczy. 
- Widocznie nie wszystkich - uśmiechnęłam się. 
Chłopak był cały brudny i wychudzony, jakby nie dawali mu jeść przez tydzień.  Był nie pewny w stosunku do mnie, ale wiedział też, że nie jestem taka sama jak wszystkie inne kobiety. 
- Jestem Anders - powiedział cicho. 
Anders, Anders, Anders...




________________________
Wracam z urlopu! :)
Piszcie czy prolog wam się podobał :)
Już nie długo na pozostałych blogach pojawią się nowe rozdziały!
Gregor 1
Gregor 2
CZYTASZ+KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Obserwatorzy