czwartek, 31 marca 2016

Rozdział 4

1864
Weszłam po cichu do stajni. Paliło się światło, szłam wzdłuż boksów. Konie zaczęły hałasować. Poczułam na sobie czyjś oddech. Odwróciłam się, stał tuż obok mnie. Z trudem przełknęłam ślinę. Spojrzałam w jego błękitno-szare oczy. 
- To znowu ty? Witaj! - powiedział zdecydowanie. Był zupełnie inny niż przedtem. Biła od niego taka pewność siebie. 
- Cześć, bo ja... - zaczęłam się jąkać. Nie wiedziałam co powiedzieć. Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Podszedł jeszcze bliżej, czułam niepokój. Odsunęłam się na bezpieczną odległość. 
- Co tu robisz? Nie powinnaś być na balu? - zapytał. 
- Nie lubię tańczyć. 
- Ty?!
- Ja. 

- Wydaje mi się, że nie jesteś taka sama jak te wszystkie inne panienki. 
Nie wiem czy to miał być komplement. Nic nie odpowiedziałam. 
- Nie powinnaś chodzić sama po nocy. 
O nie! Nie będziesz mi mówił, co mogę robić, a czego nie. 
- Jestem z tobą - stwierdziłam po chwili. 
- Nie powinnaś. 
- Dlaczego, niby? 
- Bo jestem tylko stajennym i nie znasz mnie dobrze, mogę być niebezpieczny. 
- A jesteś? - zapytałam i podeszłam do konia, odwracając się plecami do chłopaka. 
- Chcą go uśpić - wskazał na zwierzę, a ja zastygłam. 
- Uśpić?! Dlaczego?! 
- Wariuje, jak ktoś do siada. Dla niektórych to strata pieniędzy. 
- Ludzie to potwory. Bez uczuć... - zakończyłam, bo usłyszeliśmy hałas. 
Ktoś przyjechał. 
- Musisz uciekać. 
Widziałam to doskonale, jakby ktokolwiek mnie tu zobaczył, nie miałabym życia. 

2015
Usłyszałem jej krzyk. Leżałem przy niej. Była taka blada. Widziałem jej łzy. Spływały po białych policzkach. Nie potrafiła się uspokoić. Przytuliłem ją do siebie i uspokajałem.
- Ććć... - wypuściłem z ust powietrze. Ona natomiast wzięła głęboki oddech.
- Widziałam go..
- Kogo? - nie rozumiałem.
- Ma na imię Anders.
Zamarłem. Dlaczego akurat Anders?!
- Jak wyglądał? - chciałem znać jak najwięcej szczegółów.
- Nie wiem, nie pamiętam... - schowała twarz w dłonie. - Miał szare, albo błękitne oczy. To jedyne co zapamiętałam.
- Dobrze, ale już nie płacz, bo mnie serce boli - uśmiechnęła się lekko. Ścisnąłem ją mocniej, wiedziałem, że tego właśnie potrzebuje.
- Która godzina? - zapytała.
Spojrzałem na zegarek.
- Trzecia trzydzieści - odpowiedziałem.
- Przepraszam, że zajmuję ci tyle czasu. Powinieneś iść spać, w końcu jutro masz trening.
- Spokojnie, nic mi się nie stanie. Napijesz się czegoś?
- Wody - poprosiła.
Wyszedłem z pokoju, zostawiając ją samą. Naprawdę się o nią bałem, ale muszę się dowiedzieć kim ona jest, a te sny mogą pomóc jej i mnie. O ile to wszystko prawda i to się wydarzyło.

Obudziłem się dość wcześnie, rzeczywiście byłem nie wyspany. Nie należę do nocnych marków. Dziewczyna jeszcze spała, postanowiłem jej nie nie budzić i zrobić śniadanie. Ubrałem dres i opuściłem pokój. Przygotowując posiłek, zastanawiałem się dlaczego chłopak z jej snu miał na imię ANDERS. Zbieg okoliczności? Na stole zostawiłem karteczkę:
Jadę na trening. Do zobaczenia potem. SMACZNEGO
Anders


- Kaleko odbijesz w końcu porządnie tą piłkę?! - Kenneth wściekał się na Johanna. Graliśmy w naszą ukochaną piłkę nożną. Dobrze, że nie w siatkówkę, bo w tej byłem naprawdę słaby. Piękne podanie do Daniela, strzał i wygrywamy. Później gimnastyka i koncentracja. Na koniec jacuzzi i regeneracja mięśni. Można na chwilę się odprężyć. I zapomnieć...
- To u kogo dzisiaj pijemy? - zapytał Stjernen. No tak... On zawsze ma o czym rozmawiać.
- U mnie odpada - powiedział Kenneth i pokręcił przecząco głową.
- Może u Andersa? - obudził mnie dźwięk mojego imienia. - Ma fajną koleżankę.
Musiałem zmrozić go wzrokiem. Dlaczego mi to robił?!
- Nie mam ochoty na balowanie... Sorry - już miałem wychodzić, ale powstrzymał mnie Gangnes.
- Ostatnio też z nami nie piłeś, więc teraz nie masz wyjścia.
- Nie chłopaki...
- To o dwudziestej u Fannemela! - krzyknął Hauer i klasnął w dłonie.
Miałem ochotę im wszystkim włosy powyrywać. Niekoniecznie z głowy...

Spojrzałem na zegarek i wsiadłem do auta. Chyba nie musi być tak źle, chociaż po ostatniej wizycie Daniela zaczynałem w to wątpić. Muszę jej pomóc, dopóki nie odnajdzie się w tym świecie, albo nie odejdzie. A tego nie chciałem. Dziwnie tak się do tego przyznać, ale naprawdę nie chciałem, żeby zniknęła. Chyba się przyzwyczaiłem... Odpaliłem auto i ruszyłem.
Podróż trwała niecałe piętnaście minut. Zaparkowałem pod domem, uśmiechnąłem się kiedy zobaczyłem dziewczynę stojącą przed oknem. Wysiadłem z samochodu. Wszedłem do domu, zdjąłem kurtkę i buty. Przywitałem się z dziewczyną, która własnie nakrywała do  stołu. W jednej chwili przypomniało mi się, że to ja dziś u siebie urządzam spotkanie towarzyskie.
- Hej Diana - rzuciłem. - Mam nadzieję, że nie będziesz zła, jak przyjdą dzisiaj moi przyjaciele.
Dziewczyna od razu spojrzała na mnie. Wyprostowała się i jakby zastanawiała się nad odpowiedzią.
- Ja nie wiem... Nie wiem czy sobie poradzę.
- Dasz radę - podszedłem do niej i szturchnąłem w ramię. - Jak będziesz chciała to sobie pójdą.
- No dobrze - powiedziała, a jej kąciki uniosły się do góry.
- Dziękuję - pocałowałem ją w policzek.
To było dość przyjemne uczucie. Spostrzegłem na jej policzkach delikatne rumieńce, uśmiechnąłem się pod nosem. Usiadłem ponownie na krześle i zabrałem się za spożywania mojego obiadu.

Punk dwudziesta zaczęli schodzić się wszyscy goście. Najpierw Hilde z Hauerem, ten pierwszy miał pecha, bo przyjechał samochodem. Później Tande z Gangnesem i Johannem. Przywitałem się ze wszystkimi. Kenneth uruchomił moją wieżę, a z głośników zaczęła dudnić głośna muzyka. W tym całym tłumie nie zauważyłem Diany. Opuściłem pokój niezauważalny i udałem się na górę. Zapukałem lekko do drzwi dziewczyny. Usłyszałem jej cichy szept. Uchyliłem drewniane drzwi i spojrzałem na blondynkę. Leżała skulona na łóżku, odwrócona tyłem. Podszedłem do niej i usiadłem na skraju łóżka.
- Zejdziesz? - zapytałem.
Odwróciła głowę w moją stronę. Odetchnąłem z ulgą. Nie płakała. Podała mi swoją dłoń, którą delikatnie objąłem. Była zimna, jak zawsze. Wstała, a ja wraz z nią. Patrzyłem jej w oczy, a ona pokiwała głową.
- Prowadź - uśmiechnęła się łagodnie.
Weszliśmy do salonu, momentalnie wszyscy skierowali wzrok na nas. Dziewczyna zaczęła głośno oddychać, wciąż trzymałem jej dłoń.
- Cześć - powiedziała i pomachała.
- OOO nowa koleżanka w naszym gangu! - krzyknął Gangnes i wtulił się w dziewczynę. - Jestem Kenneth. Miło mi ciebie poznać - uśmiechnął się. A ja odetchnąłem z ulgą.
- Diana - uśmiechnęła się. Chyba była zadowolona.
- Johann. Cześć.
- Ja Andreas.
- A ja Joachim!
- Tomuś Hilde - uśmiechnął się i spojrzał na nią wzrokiem, którym zawsze podrywał panienki w klubach, ale spokojnie, ani razu nie poskutkowało.
- A mnie to już znasz - pora na Daniela, przytulił mocno dziewczynę.
No ok, chyba byłem troszkę zazdrosny. Reszta miała swoje wybranki, a Daniel był wciąż wolnym ptakiem, w sumie to tak samo jak ja.

Po godzinie impreza się rozkręciła, Hilde tańczył na komodzie, Kenneth siedział przy sprzęcie muzycznym, miałem nadzieję, że nie ogłuchnie. Johann leżał pod stołem i próbował dodzwonić się do Celiny, która już dawno go olała. Diana tańczyła wraz z Stjernenem. Podobało jej się, naprawdę podobało. Jestem też szczęśliwy, że chłopaki ją zaakceptowali. Kątem oka obserwowałem Daniela, który uważnie przyglądał się dziewczynie, od około 15 minut. Anders, nie bądź zazdrosny. Walić to! Podszedłem do dziewczyny i zacząłem z nią tańczyć. Kiedy Gangnes zapuścił spokojną piosenkę, objąłem ją w pasie i przytuliłem do siebie. Nie przeszkadzało jej to, a wręcz przeciwnie. Spojrzałem na Daniela, widziałem w jego oczach zazdrość. Wiem, że to mój kumpel, ale nie mogłem pozwolić, żeby zbliżył się do dziewczyny. Bałem się o nią.


_____________________________________________________
Miał pojawić się w święta krótszy, ale zdecydowałem, że jeszcze troszkę dopiszę.
Zacznę tą opowieść pisać również na wattpadzie. Mam nadzieję, że wpadniecie również na Danielka.
ZAPRASZAM!

sobota, 19 marca 2016

Rozdział 3

Otworzyłem niechętnie swoje powieki. Poczułem na swoim biodrze czyjeś dłonie. Uśmiechnąłem się do siebie. Spała jak niemowlak. Przyznam, że przy niej kanapa wydawała się bardziej wygodna, niż po imprezie i nocy z Hilde. Przetarłem oczy. I spojrzałem na jej bladą twarz. Nie chciałem jej budzić. Delikatnie zdjąłem z siebie,  jej delikatną dłoń. Zmrużyła oczy.
- Śpij, idę zrobić śniadanie - powiedziałem i pogłaskałem ją po policzku. No Fannemel, czas na pokazanie swoich umiejętności kucharskich. Trochę mąki, jajka, mleko, woda, sól, patelnia, olej i naleśniki gotowe. Usłyszałem cichy szmer. Spojrzałem na dziewczynę, chyba się nie wyspała. Czas zmienić kanapę!
- Ser, dżem czy nutella? - zapytałem kładąc porcję na talerz.  
- Nutella? 
- Czekolada. 
- To czekolada - uśmiechnęła się promiennie. 
Podałem dziewczynie talerz i sam zacząłem jeść. Chyba wyszły mi naprawdę dobrze, bo dziewczyna zjadła dokładkę. 
- I jak? - zapytałem. 
-Jesteś urodzonym kucharzem - zaśmiała się. 
- To jedna z kilku rzeczy, które umiem gotować - uśmiechnąłem się. 
- Pozostałe pewnie też ci wychodzą - stwierdziła. 
- Jeszcze się przekonasz - wstałem od stołu i pozmywałem naczynia. 
- Może po treningu chciałabyś zobaczyć Lilehammer? - zapytałem. Lekko się zmieszała. Nie wiedziała co odpowiedzieć. 
- Tak - uśmiechnęła się blado. Miałem już wychodzić z pomieszczenia, kiedy złapała mnie za rękę. Poczułem ciepło i dreszcze jednocześnie. 
- Dziękuje - powiedziała cicho. 
- Nie ma za co - uśmiechałem się i pocałowałem ją w czoło.
Zaparkowałem pod skocznią i wysiadłem z samochodu, zastanawiałem się co teraz robi dziewczyna.

1864
Właśnie odbywał się bal, wszyscy tańczyli, stałam z boku i przypatrywałam się tańczącym parą. Kilka mężczyzn prosiło mnie do tańca, lecz odmawiałam. Myślałam tylko o chłopaku, który pracował u Panny Madison. Anders. 
Na balu kobieta pojawiła się razem z mężem. Anders pewnie siedzi w stajni. Na sali pojawiali się zamożni mieszkańcy naszego miasta. Wzięłam łyk białego wina i odłożyłam kieliszek. Teraz byłam w stanie myśleć. Przecisnęłam się przez tłumy tańczących i wyszłam z sali. Na zewnątrz było ciemno, do domu nie miałam daleko, a dom Panny Madison był po drodze. Pomyślałam tylko o jednym... 

2015
 - Hej mała, gotowa? - musiałem ją obudzić, chociaż spała tak słodko.
- Już po treningu? - zapytała.
- Tak, idziemy?
- Mhm - powiedziała. Wstałem i chciałem już wyjść, ale mnie zatrzymała.
- Co się stało? - zapytałem.
- Śniło mi się coś dziwnego - powiedziała.
- Co?
- Byłam gdzieś na jakimś balu, później uciekłam do chłopaka... Dalej już nie wiem bo mnie obudziłeś.
- Myślisz, że to to co kiedyś robiłaś? - zapytałem delikatnie.
- Nie wiem Anders, chciałabym to wiedzieć...
- Teraz o tym nie myśl, tylko się ubierz i lecimy.
- Ale ja nie mam nic...
- A no tak! - przypomniałem sobie. Rzuciłem jej swoją bluzę i dresy. - Pewnie będą za duże, ale nie przejmuj się - uśmiechnąłem się i wyszedłem z pokoju, dając się jej przebrać.
Długo jeszcze zastanawiałem się nad tym co powiedziała, zastanawiało mnie to. Do tej pory nie wierzyłem w żadne poprzednie życia, czary itp. Mogę oficjalnie powiedzieć, że moje życie stało się dziwne. Bardzo dziwne...
Wyglądała tak cudownie w za dużej bluzie i w luźnym koku. Wyszliśmy z domu i skierowaliśmy się w stronę skoczni. To właśnie chciałem jej pokazać jako pierwsze. To moje ulubione miejsce w Lilehammer. Tutaj czas zwalnia swoje tępo.
Przeszliśmy przez park w ciszy. Dziewczyna rozglądała się co chwilę.
- Ale tu pięknie - powiedziała i uśmiechnęła się blado.
Kiedy już było widać ogromną skocznię, zaniemówiła.
- Podoba ci się? - zapytałem.
- To jest cudowne - uśmiechnęła się szeroko. - Podziwiam cię - spojrzała na mnie, a ja po chwili odwzajemniłem uśmiech.
- Chciałabyś może wybrać się na zawody?
- A mogłabym? - widziałem iskierki w jej oczach.
- Jasne, a po za tym poznasz resztę chłopaków z kadry.
- Dziękuję! - krzyknęła i wtuliła się we mnie.
Sprawiło mi to ogromną radość, w końcu zobaczy co jest moją pasją i czym się zajmuję.
-Hej Anders idziemy, bo robi się trochę zimno? - wyrwała mnie z transu.
- Może pójdziemy coś zjeść? - powiedziałem, a dziewczyna przytaknęła głową.
Objąłem ją ramieniem, aby choć trochę się ogrzała. Jej uśmiech sprawiał, że przechodziły mnie dreszcze, ale nie przeszkadzało mi to chciałem, aby robiła to częściej.
Doszliśmy do mojej ulubionej restauracji. Naprawdę mięli tu dobre jedzenie. Na pewno gotują lepiej niż ja.
- Ale tu ładnie, a ja tak wyglądam... - spojrzała po sobie.
Było tu naprawdę ładnie. Nie była za duża, stoły ciągnęły się przez całe podłużne pomieszczenie. Na końcu stał kominek. Sufit był kopułą.
- Ślicznie wyglądasz. Usiądź - wskazałem miejsce.
- Nie jestem głodna.
- To może coś słodkiego - wziąłem menu.
- OOO tak!
Odłożyłem menu i zawołałem kelnera.
- Co podać? - zapytał.
- Tilslørte Bondepiker * dwa razy - uśmiechnąłem się, mężczyzna przyjął zamówienie i odszedł.
Jak to mówią "Przez żołądek, do serca". 
Spojrzałem na dziewczynę, nad czymś uważnie się zastanawiała. Była zaniepokojona.
- Coś się stało? - zapytałem.
- Boję się, że znowu mi się coś przyśni.
- Nie chcesz dowiedzieć się, jak tu trafiłaś?
- Chcę, ale się boję. Boję się, że zostanę z tym wszystkim sama - spuściła wzrok.
- Nie zostaniesz. Jestem z tobą - ścisnąłem jej dłoń. Była taka lodowata, mimo ciepła w pomieszczeniu.
Po chwili kelner przyniósł nam zamówienie. Dziewczyna zaczęła jeść swoją porcję. Widziałem, że jej smakowało. Brawo Anders! Przyglądałem jej się z zaciekawieniem. Uśmiechnąłem się na widok jej potarganych włosów. Mimo wszystko była taka idealna.

__________________________________________________
Nie narzekam! Ocenę pozostawiam wam!
Jutro już ostatni konkurs. Będę płakać 100% i teraz tylko odliczać do następnego sezonu, po drodze jeszcze Grand Prix. Nie wiem jak to wytrzymam.
Zapraszam na wattpada - Daniel Andre Tande.
 CZYTASZ + KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ 
Pozdrawiam Marysiaa :)

piątek, 4 marca 2016

Rozdział 2

- No i o to cała historia - zakończyłem opowiadając swoim kolegą, o wczorajszym zdarzeniu. Nie dowierzali, a Stjernen tylko się śmiał.
- I co ona teraz siedzi u ciebie w domu? - zapytał Heuer. 
- Tak - przytaknąłem. 
- Zwariowałeś! 
- Chyba tak. 
Spuściłem wzrok i popatrzyłem na swoje białe buty.  Rzeczywiście zwariowałaś  bohaterze. A co miałem niby zrobić? Wyrzucić ją na ulicę? A co tam, niech zamarznie.
- Jesteś za dobry dla ludzi - powiedział Gangnes. 
Już miałem ich dość. Ale przyjaciele... Rozejrzałem się po sali. Właśnie wszedł Stoeck. Miałem nadzieje, że przerwie nam pogaduszkę. Tak też się stało. 
- A co tu się wyprawia?! Wstawać i do roboty! 
- Już się robi trenerze! - odpowiedzieliśmy chórem. 
- Na rozgrzewkę siatkówka! 
Nie ukrywam, nie poszło mi najlepiej. W każdym ćwiczeniu byłem najgorszy. Coraz bardziej mnie to denerwowało. Zupełnie nie mogłem się skupić.
- Wszyscy wiedzą, że się zakochałeś, ale weź się ogarnij! - krzyknął Tande. 
- Zamknij się! - warknąłem. 
Wszystkie spojrzenia skierowane były na mnie. Nigdy do nikogo się tak nie odezwałem. Wiem, może jestem dziwny, ale taka jest prawda. Przez resztę treningu z nikim nie zamieniłem słowa. Kiedy miałem już wychodzić, w drzwiach zatrzymał mnie trener. Od razu wiedział, że coś jest nie tak. Spojrzał na mnie porozumiewawczo. Wiem, że z nim mogę o wszystkim porozmawiać, lecz teraz nie miałem na to ochoty. 
- Nic - odpowiedziałem. 
- Przecież widzę... Anders wiesz doskonale, że mnie nie oszukasz. Zachowujesz się, jak baba z okresem. Uwierz, że wiem co mówię.  
Przewróciłem tylko oczami i szybko wyminąłem. Musiałem wracać do domu, z jednej strony chciałem, aby jej już tam nie było i wszystko wróciło do normy, do starego monotonnego życia, ale z drugiej, jakiś wewnętrzny głos podpowiadał mi co innego... Pomóż jej! O wróciłeś! Nie zostawię cie. Jaka szkoda... 
Zaparkowałem pod domem. Wziąłem głęboki oddech i wyciągnąłem kluczyki ze stacyjki. Patrzyłem przed siebie, zastanawiając się czy wysiąść, czy nie?  Przecież tu nie zostaniesz. Czemu nie?
Wszedłem do środka. Z kuchni dochodziły cudowne zapachy. Zdjąłem czapkę, kurtkę i wszedłem do pomieszczenia, gdzie krzątała się dziewczyna.
- O cześć - uśmiechnęła się, tak pięknie jak tylko potrafiła.
Spojrzałem na nią z zaciekawieniem.
- Zrobiłam obiad - po raz kolejny posłała mi uśmiech od ucha do ucha. Myślałem, że zaraz się rozpłynę. Dlaczego ona tak na mnie działa?! Powinienem ją teraz wyrzucić i wrócić do poprzedniego stanu. Ale nie potrafisz Fannemel.

Cisza nadal trwała, blondynka przestała się uśmiechać.Wzięła pieczeń i ułożyła ją na stole w jadalni, gdzie rozłożone były już talerze i sztućce. Nie wiedziałem co powiedzieć.
- Pomóc ci? - w końcu zabrałem głos.
- Nie, już gotowe. Usiądź - usłyszałem jej przemiły głos.

Posłusznie wykonałem polecenie. Blondynka nałożyła danie na talerze. Patrzyłem na nie przez chwilę.
- Spokojnie zjadliwe - zaśmiała się.
- Wygląda przepysznie - uśmiechnąłem się, rozładowując napięcie. 

Wziąłem kęs mięsa. Mmm naprawdę dobre. Dziewczyna naprawdę ma talent w kuchni. Co do tego nie mam wątpliwości. Od żołądka do serca. Między nami nadal panuje cisza. 
- Mogę zostać jeszcze jedną noc? Jutro rano już mnie tutaj nie będzie - odparła, a ja poczułem jak moje serce kruszy się na małe kawałki.
- Znalazłaś coś. 

- Poradzę sobie - uśmiechnęła się pogodnie. Na pewno, każdy głupi by jej uwierzył, lecz nie ja.
- Przepraszam, ale musisz zostać.
- Nie mogę, Andreas - wypowiedziała moje imię, a ja zadrżałem. - Ty masz swoje życie, nie chcę się wtrącać.
- Co masz zamiar zrobić? Bez szkoły, bez mieszkania. 

- Tak jak już mówiłam, poradzę sobie.
- Proszę zostań choć na parę dni. Później będziesz mogła zrobić co chcesz.
Zmarszczyła brwi i zaczęła się zastanawiać.
- No dobrze, jeśli to nie problem...
Uff. Odetchnąłem z ulgą. Nie mogła zniknąć, nie teraz. 

- Na deser naleśniki - uśmiechnęła się i zabrała mi talerz. 
- Nie mogę tyle jeść - zaśmiałem się.
- Ty nie możesz jeść? Wyglądasz jak patyk - odwzajemniła gest i wyszła z kuchni.
Uśmiechnąłem się pod nosem. Co ona za mną robiła?! 

Przyniosła naleśniki z bitą śmietaną i owocami.
- Wygrzebałam resztki z lodówki - uśmiechnęła się blado.
Między nami nadal panowało napięcie. 

- Chcesz iść ze mną biegać, wieczorem? - zapytałem.
- Biegać?
- No tak, pokażę ci okolice - uśmiechnąłem się. 

Uważałem, że to wspaniały pomysł, może jej się coś przypomni. 
- Jeśli to nie problem...
- Przestań to powtarzać! - zaśmiałem się.
- Oczywiście - uśmiechnęła się. - A teraz jedź. 

Naleśniki były tak samo pyszne, jak i pierwsze danie. Po skończonym obiedzie, pomogłem blondynce posprzątać i wspólnie usiedliśmy na kanapie. Postanowiłem, że obejrzymy jakiś film, jednak dziewczyna nie była zupełnie skupiona, ciągle uciekała gdzieś wzrokiem za okno. Przez co ja nie mogłem się skoncentrować. 
Moje rozmyślanie przerwał  mi dzwonek do drzwi. Dziewczyna spojrzała na mnie zdezorientowana. Przestraszony kot - pierwsze, co rzuciło mi się na myśl. Dałem jej do zrozumienia, że nie spodziewam się gości.
Wstałem powoli i udałem się do drzwi. Stał w nich wysoki blondyn, ze spuszczoną głową.
- Hej, słuchaj chciałem cię przeprosić za dziś. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Po prostu... 

- Wiem Daniel. Ja też nie byłem sobą - uśmiechnąłem się lekko. - Wejdziesz? - zapytałem, choć wiem, że będę tego żałował. 
- Jasne - powiedział i wszedł do środka. Zdjął kurtkę i wszedł do salonu, a ja tuż za nim. Spojrzałem na dziewczynę, była bardziej przestraszona niż wcześniej. Daniel spojrzał na mnie nie pewnie.
- Hej jestem Daniel - podał jej rękę. Ona wstała z kanapy i odwzajemniła gest.
- Cześć... Jestem... Em... Diana - uśmiechnęła się.
- Miło mi ciebie poznać Diano - przeciągnął to tak namiętnie.
Musiałem to zakończyć. Ktoś tu jest zazdrosny...Ciekawe o co? Dopiero co się poznali.
- Chcesz coś zjeść? Mamy kilka naleśników - zaproponowałem.
- Nie dziękuję, co oglądacie? - usiadł obok Diany na kanapie.
- Jeszcze nie wiemy, dopiero coś wybieramy - powiedziałem szybko.
- Nie wiem czy oglądałaś, ale polecam "Zieloną Mile", uwielbiamy to z Fannim - uśmiechnął się do niej. Ona tylko siedziała skulona na kanapie.
- Dziękuję, na pewno kiedyś obejrzę - uśmiechnęła się nieśmiało. - Przepraszam na chwilę - powiedziała i udała się w kierunku toalety. Spojrzałem na Daniela, odprowadzał ją wzrokiem. Wiedziałem już co ma na myśli.
- Stary ogarnij się - powiedziałem.
- Nie wiedziałem, że to aż taka dupa!
- Zamknij się! - doprowadzał mnie do szału.
- Nie dziwię się, że się zakochałeś.
- Wyjdź, proszę - powiedziałem spokojniej.
- Dobra, dobra - wysłuchał mnie i udał się do drzwi. - Pa, do zobaczenia na treningu! - pomachał.
Odpowiedziałem krótkim "Cześć" i zamknąłem drzwi. Usiadłem na kanapie i czekałem, aż dziewczyna wyjdzie z łazienki. Zamiast tego usłyszałem ciche szlochanie. Chyba powinieneś tam zajrzeć. Nie raczej nie. Idź!
Zapukałem cicho do drzwi. Hałas ustał.
- Mogę? - zapytałem nieśmiało.
- Już wychodzę, zaraz przyjdę - odpowiedziała, ale nie chciałem jej słuchać. Pociągnąłem za klamkę. W białej łazience, na kafelkach siedziała dziewczyna. Cała czerwona, a jej policzki były mokre od łez. Od razu do niej podszedłem i uklęknąłem.
- Hej co jest? Uraziłem cię czymś? - zapytałem.
- Nie, nie ty...
- Daniel?
- Też nie, po prostu nie wiem czy sobie poradzę. Z tą nową sytuacją. Nie wiem jak się tu znalazłam, gdzie jestem. Niczego nie pamiętam - po raz kolejny wylewała ocean łez.
- Pomogę ci przecież. Siedzimy w tym razem - uśmiechnąłem się lekko.
- Nie możesz mi wieczność pomagać, ty też masz swoje życie.
- Słuchaj, co ma być to będzie, a jak już będzie, to trzeba stawić temu czoło, tak jest?
Momentalnie spojrzała na mnie i nie wiedziała co powiedzieć. Na szczęście jej wyraz twarzy się zmienił. Przybrał wiosenny kolor. Uśmiechnęła się promiennie, a ja odetchnąłem z ulgą. Wstała i obmyła twarz. Jej zmienność nastrojów, wywoływała u mnie dreszcz. Raz była tajemnicza, raz pewna siebie, a teraz cicha i nieśmiała. Dziewczyna zagadka co? ZDECYDOWANIE! 

czwartek, 21 stycznia 2016

Rozdział 1

2015
Nareszcie w domu. Odetchnąłem z ulgą kiedy mijałem uliczki Lillehammer. Marzyłem tylko o tym, aby położyć się w swoim ukochanym łóżeczku. Taksówka stanęła pod moim domem. Podziękowałem kierowcy i wysiadłem z auta. Wziąłem swoje walizki i już chciałem się udać do domu, kiedy spostrzegłem dziewczynę. Stała niedaleko. Niby nie zwrócił bym na nią uwagi, ale wydawała się taka zagubiona, a przede wszystkim była ubrana w cieką koszulkę na ramiączka i krótkie spodenki przy minus dziesięciu stopniach. Podszedłem  niepewnie. Stała tyłem. 
- Przepraszam. 
Odwróciła się była blada. Falowanie blond włosy opadały na ramiona. Była naprawdę piękna. Uśmiechnęła się lekko  
- Anders gdzie jesteśmy? - zapytała.
- My się znamy? - zapytałem. 
Skąd ona mnie znała? No tak panie Fannemel, jesteś skoczkiem narciarskim! Bingo! 
- A nie? - zmierzyła mnie tym tajemniczym wzrokiem, od góry do dołu. - Powiesz mi gdzie jesteśmy? - powtórzyła pytanie. 
- Lillehammer - odparłem. 
Ona tylko zaśmiała się melodyjnie. 
- To nie jest Lillehammer. 
- To jest Lillehammer. 
Już chciałem odejść jednak jej wzrok mnie zatrzymywał. Ona cala mnie zatrzymywała. Nie pozwalała mi odejść. 
- Moi rodzice będą mnie szukać - powiedziała. 
- Zapewne tak - powiedziałem krótko. 
- Będą na nas źli. 
- Na nas? - nie zrozumiałem. 
- Co to jest? - zapytała wskazując na przejeżdżający obok nas samochód. 
- Czy, aby na pewno dobrze się czujesz? 
- Chyba nie - powiedziała. Przymknęła powieki. Gdyby nie ja pewnie wyładowała by na zimnej ziemi. Złapałem ja. Była wręcz doskonała. Co miałem teraz zrobić? Wziąć ja do siebie. Nie znałem jej. Nie wydawała się normalna. Ale nie zostawię jej tez na ulicy. Wziąłem ja na ręce i razem z bagażami zaniosłem ja do domu. Położyłem na łóżku i otuliłem ciepłym kocem. Musiała się rozgrzać. Dalej nie rozumiałem dlaczego stała na mrozie w krótkim rękawku. Zaparzyłam wodę na herbatę. W myślach miałem jej melodyjny śmiech. Co mam teraz robić? Z moich rozmyśleń wyrwał mnie głos parującego czajnika. Zalałem herbatę woda i zaniosłem na gore. Położyłem na stoliku nocnym i spojrzałem na dziewczynę. Otworzyła lekko oczy. Odetchnąłem z ulga. Widziałem jej błyszczące ciemne oczy i czerwone jak krew usta układające się w lekki uśmiech.  
- Dzień dobry - powiedziała. 
- Cześć 
- Kim jesteś? - Zapytała. Teraz to już zupełnie nic nie rozumiałem. 
- Chciałbym wiedzieć kim ty jesteś. 
- Nie wiem.  
- Wypij - podałem jej kubek herbaty. 
Usiadła bliżej mnie. Poczułem zapach lawendy. Wciągnąłem jeszcze raz powietrze.
Och, kim jesteś?
- Jestem Anders Fannemel. Skoczek narciarski. 
- Skoczek narciarski - zaśmiała się wesoło. O nie! Znowu to. Anders opanuj się. - Co to takiego? 
- Nie wiesz co to są skoki narciarskie? 
- Nie, a powinnam? 
- Jak się nazywasz? - zapytałem jeszcze raz, mając nadzieje na odpowiedz. 
- Mówiłam już, ze nie wiem. Nie pamiętam. 
- A wiesz skąd się tu wzięłaś? 
- Mam pustkę w głowie. 
Kłamie? Nie na pewno nie. I co teraz miałem zrobić? Przecież jej nie wyrzucę.
- Zejdź na dół dobrze? - zapytałem.
Ona tylko przytaknęła głową i rozejrzała się dookoła. Wyszedłem z pokoju. Należało by zrobić jakiś poczęstunek dla nowego gościa. Zabrałem się do pracy. Szynka, ser, sałata, pomidor. Wiem, że jakoś nie za bogato, ale nie było mnie przecież tydzień w domu. Usłyszałem kroki, schodziła ze schodów, poruszała się z gracją, aż musiałem przetrzeć oczy. Usiadła obok mnie. 
- Co teraz? - zapytałem. 
- Wrócę do domu - powiedziała, jakby to było oczywiste. 
- Jesteśmy w Lilehammer. 
- Lilehammer wygląda inaczej - kłóciła się ze mną. Rozejrzała się dookoła. Jej włosy falowały. - Co to jest? - wskazała na telewizor. - U mnie to wszystko inaczej wygląda. 
Wyglądała na zagubioną, jakby nie z tego świata. No bo kto normalny nie wie co to jest telewizor?! I samochód?! Mówi, że Lilehammer tak nie wygląda. A może ja jestem jakiś nienormalny?! Wariujesz Fanni, wariujesz. Podążyłem za dziewczyną, która właśnie oglądała moje zdjęcia z zawodów. 
- To są te skoki narciarskie? 
- Taa... - odpowiedziałem, dalej zastanawiając się kto z nas zwariował. 
- Mamy rok 2015, jak można nie wiedzieć  co to telewizor i samochód? - wypaliłem w końcu. Spojrzała na mnie zdezorientowana. 
- 2015? 1864 - poprawiła mnie. 
- Nie, 2015 - byłem pewien. Spojrzała na mnie zaszokowana. Uwierzyła? 
- Wiem, kiedy się urodziłam - powiedziała twardo. 
- Szkoda, że nie wiesz jak masz na imię - powiedziałem już lekko zdenerwowany. 
- To ja w takim razie już pójdę - powiedziała i udała się w stronę wyjścia. Halo? Fannemel! Stój złapałem ją za nadgarstek. Spojrzała na mnie twardo. Tak jakby chciała zobaczyć całą moją duszę. Te hipnotyzujące czarne oczy. Puściłem, nie dałem rady. Była zbyt silna. Wyszła  z domu. Przypomniałem sobie właśnie, że była w samych spodenkach i koszulce. Idź ją ratuj bohaterze! Założyłem na siebie kurtkę i wybiegłem z domu. Był mróz, silny mróz. Czułem to na swojej wczorajszej brodzie. Dogoniłem ją, ale się nie odwróciła, szła obrażona na cały świat przed siebie. Właściwie, dlaczego ty to robisz? 
- Hej, gdzie idziesz? - zapytałem. 
- Przed siebie - odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc. 
- Spójrz na mnie! - krzyknąłem. 
Zatrzymała się, ale nadal na mnie nie patrzyła. Stanąłem przed nią. Zdjęłem kurtkę i nałożyłem na jej ramiona. Nie protestowała. Bohater Fannemel lv. 2! 
- Chodź ze mną - powiedziałem. 
- Po co?! Nie chce się narzucać, a po za tym chyba nie chcesz mieć wariatki w domu. Chcę wrócić do siebie - po raz pierwszy na mnie spojrzała. W jej oczach widziałem ból o żal. 
- Spoko, ja też jestem wariatem - zaśmiałem się. Na szczęście jej kąciki ust lekko się podniosły. - Jeśli chcesz to chodź za mną - powiedziałem i ruszyłem w stronę domu. Szła za mną, bez słowa, ale szła. 
Sam nie wiem po co ja to wszystko robiłem. Przecież dla mnie była tylko dziewczyną, która się zgubiła (?). I była inna, żeby nie powiedzieć dziwna. Może brakowało mi towarzystwa? Nie chciałem    mieszkać sam? A teraz? Teraz będzie ze mną mieszkać kobieta, której w ogóle nie znam. Bohater Fannemel lv. 3 
____________________
Taka jedyneczka!:D 

Prolog


1864
Za każdym razem kiedy wypuszczałam głośno powietrze, czułam na sobie spojrzenie mojej matki. Razem z jej przyjaciółką Panią Madison siedziałyśmy właśnie w nie dużym salonie, który był elegancki i przytulny. Można było tu porozmawiać, co tydzień zbieraliśmy się, tu aby opowiadać o nowościach w mieście. Nie dla mnie były takie pogaduszki. To wszystko wydawało się takie obce. Robiłam to tylko dla zadowolenia mojej matki. 
- Może się panienka napiję? - zapytał lokaj. 
- Nie dziękuje - odpowiedziałam. 
Odszedł. Odetchnęłam z ulgą. Wpatrywałam się w obraz męża pani Martinz. Był naprawdę dostojny. 
- Jak ci się u nas podoba? - zapytała , tym samym wyrywając mnie z zamysłu. 
- Bardzo - uśmiechnęłam się pogodnie.
- Twoja córka to naprawdę urocza dziewczyna. Znalazła już męża? 
- Jesteśmy w trakcie szukania - odpowiedziała moja mama. 
Pięknie to ujęłaś. Uśmiechnęłam się do niej. Chciałam jak najszybciej stamtąd wyjść, robiło się coraz bardziej duszno. Te kobiety przyprawiały mnie o zawroty głowy. Chyba czas na mnie. 
- Pozwolą panie, że udam się do toalety? 
One tylko kiwnęły głową. Wyszłam z budynku, nie mogłam tego dłużej znieść. Usłyszałam dźwięk kopyt końskich. Nie wiedziałam, że Pani Martinz ma konie. Udałam się w stronę stajni. Siedział w niej mały chłopczyk z niebieskimi oczami i blond włosami. 
- Cześć - powiedziałam cicho. 
On wstał i ukłonił się. Zaśmiałam się, nie byłam jakąś tam hrabianką. 
- Przygotować pani klacz? 
- A ty nie jesteś za mały? 
- Poproszę mojego brata, on jest duży. 
Nie czekał na odpowiedz od razu mnie wyminął i pobiegł w stronę drugiego wyjścia. Podeszłam do jednego z koni. Był kary i przyglądał mi się swoimi czarnymi oczami. Podszedł do mnie i trącił swoimi chrapami. Ej może trochę szacunku?! 
- Wow - usłyszałam za sobą głos.
Odwróciłam głowę i spostrzegłam chłopaka stał wpatrzony jak w obrazek. Zapewne był to brat chłopca. 
- Przepraszam...Ja - powiedział niepewnie. - Po prostu ten koń... On wszystkich niszczy. 
- Widocznie nie wszystkich - uśmiechnęłam się. 
Chłopak był cały brudny i wychudzony, jakby nie dawali mu jeść przez tydzień.  Był nie pewny w stosunku do mnie, ale wiedział też, że nie jestem taka sama jak wszystkie inne kobiety. 
- Jestem Anders - powiedział cicho. 
Anders, Anders, Anders...




________________________
Wracam z urlopu! :)
Piszcie czy prolog wam się podobał :)
Już nie długo na pozostałych blogach pojawią się nowe rozdziały!
Gregor 1
Gregor 2
CZYTASZ+KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ

Obserwatorzy