piątek, 2 lutego 2018

Rozdział 5

2015
Przyglądałem się jej już cztery tygodnie. Zmieniła się, z pewnością na dobre. Sny ustąpiły, a mój niepokój zmniejszył się. Zaczęła wychodzić do ludzi, zaprzyjaźniła się z Hilde, z którym często żartowała ze mnie, ale nie przeszkadzało mi to. Byłem szczęśliwy, że jest ze mną. Reszta chłopaków również ją polubiła. Nauczyła się w końcu obsługiwać mikser, co było sukcesem. A dzisiaj pierwszy raz zobaczy w czym jestem zakochany. Miałem nadzieje, że zajmę wysokie miejsce i nie skompromituję się przed dziewczyną, na której mi zależy.
- Wstajemy śpiochu! - krzyknąłem jej do ucha.
- Co? Daj mi spać - nakryła się kołdrą.
- Nie ma spania! - zdjąłem z niej biały materiał.
- Zimno! - krzyknęła.
- To wstań.
- Nara.
- O nie!
Sama tego chciała, zacząłem ją gilgotać. Śmiała się, ale była silna.
- Nienawidzę cię Fannemel!
Nie przestawałem. A ona nie dawała za wygraną.
- Jesteś nienormalny!
- Wstaniesz?
- Jeśli zrobisz naleśniki.
- Jak wrócimy z konkursu. Teraz nie mamy czasu, samolot odlatuje za trzy godziny. Chłopaki nie będą na nas czekać.
- Trudno. To polecą bez ciebie.
- Ty się będziesz tłumaczyć.
- Dobra idź już, bo muszę się ubrać - powiedziała i wstała z łóżka.
Podróż minęła nam w miłej atmosferze. Diana siedziała za mną razem z Tomem, ja śmiałem się ze śpiącego Daniela, a Hauer wkładał mu palce do buzi. Przywitało nas pasmo gór. Innsbruck, jak ja uwielbiam tu przyjeżdżać. Oczywiście i tak w Zakopanem czy u nas w Norwegii jest najlepiej, ale Tyrol może być na trzecim miejscu. Miałem nadzieję, że blondynka również zakocha się w tym miejscu. Uśmiechnąłem się do siebie i wypuściłem powietrze. Razem z resztą drużyny udaliśmy się wyznaczonym autobusem do hotelu.
- Co dzisiaj robimy? - usłyszałem głos blondynki wchodzącej do pokoju. Była rozpromieniona, uśmiechnięta od ucha do ucha.
- Chodź na spacer. Muszę pokazać ci Innsbruck. 
Już dziś kwalifikacje. Miałem nadzieję, że nie skocze tak słabo, żeby mierzyć się w parze z Prevcem. Kwalifikacje rozpoczynały się za trzy godziny. Zero odpoczynku. Spakowałem swoje narty i razem z chłopakami, sztabem i DIANĄ udaliśmy się na Bergisel. Piękna skocznia i tłum wiwatujących kibiców, tego właśnie mi trzeba. Reszta kadr siedziała już w swoich domkach w wiosce skoczków. Postanowiłem, że poznam Dianę ze sportowcami, którzy właśnie prowadzą rozgrzewkę i rozmawiają pomiędzy sobą.
- Chodź blondi, poznasz resztę naszej rodziny - uśmiechnąłem się do dziewczyny i złapałem ją za rękę.
Na pierwszy plan rzucili się Austriacy. Kraft i Hayboeck grali w "siatkonogę" przy swoim domku. Podeszliśmy do nich.
- Diano poznaj dwóch najlepszych przyjaciół. Oto Stefan Kraft i Michael Hayboeck.
- O to twoja dziewczyna? - zapytał Kraft. Chyba się zarumieniła. Zerkałem na nią kątem oka.
- Nie, to moja przyjaciółka - uśmiechnąłem się.
- Uuu, a już myślałem, że znalazłeś sobie żonę. Tak, czy siak miło cię poznać Diano - uśmiechnął się Stefan.
- Ładne imię - tym razem odezwał się Hayboeck.
- Dziękuję - pokazała rząd białych jak śnieg zębów.
- Idziemy dalej, a wam życzę powodzenia - odeszliśmy. - Wiesz co? - zbliżyłem się do dziewczyny. - Powiem ci coś w sekrecie. Nigdy nie kupuj od Krafta wafelków. Jeśli już to od Kubackiego, jest taniej.
- Dzięki za radę.
Właśnie zbliżaliśmy się do kadry Polaków. Przed domkiem rozciągał się Kubacki i Stękała. Przywitaliśmy się z nimi i odeszliśmy dalej. Poznałem jeszcze blondynkę z miłym Stochem i zabawnym Żyłą. Wracaliśmy już do naszego sztabu, gdy dziewczyna nagle zasłabła... Przeraziłem się strasznie i od razu ją złapałem.
1864 
Obudziłam się w stajni, na sianie. Wszystko mnie kuło. Zauważyłam rany na moich ramionach i dłoniach. Rozejrzałam się, ale nikogo nie było. Nagle usłyszałam szelest za stajnią, nie był to koń. Wyjrzałam za drzwi i zobaczyłam małego chłopca, to pewnie był brat Andreasa. Miał smutną minę. Patrzył się na mnie zapłakanymi oczyma. Chciałam coś powiedzieć, ale zabrakło mi tchu.
2016 
Obudziłam się w ramionach Andreasa. 
- Długo mnie nie było? 
- Kilka sekund. Dobrze się czujesz? Musisz iść do lekarza. 
- Lekarz nic mi nie pomoże.. 
- Nie żyjemy w osiemnastym wieku Diano. 
- Znowu to samo - spuściłam głowę i spojrzałam na biały śnieg. 
- Sny? Wizje? 
- Tak, ale proszę nie mówmy o tym. 
- Chodź do mnie. 
Przytulił mnie, tak zwyczajnie mnie przytulił. Było to takie miłe, takie ciepłe... takie przypominające coś, kogoś...
_______________________________-
Opublikowałam tu post od roku, ciekawe czy ktoś jeszcze jest ze mną. Cały czas publikuje na wattpadzie, znajdziecie też tam inne opowiadania mojego autorstwa (oczywiście o skoczkach) WATTPAD

1 komentarz:

  1. Dziewczyno nawet nie wiesz jak się ucieszyłam jak zobaczyłam że coś dodałaś! ♥ Rozdział jak zawsze genialny, trochę szkoda że króciutki ale to nic, nie przejmuj się. Pisz dalej, mam nadzieję, że coś jeszcze tutaj wrzucisz :)
    Pozdrawiam i weny życzę! :))

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy