Nie mogę tak dłużej, obwiniam się o wszystko. Chciałabym wiedzieć skąd jestem, to przeze mnie Andreas ma problemy. Co się ze mną dzieje i właściwie kim jestem? Muszę wrócić, muszę wrócić do swojego świata. Ciężko jest mi jest zostawiać to co mam teraz. Przede wszystkim Andreasa. Ale on przeze mnie cierpi. Jest trzecia nad ranem. Dokończyłam właśnie pakowanie walizki. Mało mam tych rzeczy. Wzięłam wszystkie pieniądze jakie Andreas mi dał i wyszłam po cichu z domu. Od kiedy wróciliśmy do Lilehammer, wciąż śnił mi się mały chłopczyk. Fannemela to martwiło. Pomagał mi każdej pieprzonej nocy, gdy tylko śniło mi się coś złego. Dlaczego uciekam? Powiecie, że to akt tchórzostwa? Nie. Chce, żeby Andreas miał normalne życie, takie jakie miał do tej pory przed tym jak mnie poznał. A co jeśli to przeznaczenie? Nie, nie, nie. Przeznaczenie NIE istnieje.
Stałam na chodniku i zastanawiałam się dokąd pójść... Wiedziałam jedynie jak dojść na skocznię i do pobliskiego parku, ewentualnie do sklepu. Miałam ochotę rzucić się pod nadjeżdżający samochód, ale mogło być to zbyt bolesne. Ruszyłam przed siebie, po prostu szlam prosto. Ani jednej żywej duszy, czasem przejeżdżał jakiś samochód. Coraz zimniej było mi w stopy, śnieg ciagle padał, domyśliłam się, że zaraz mogę stać się bałwanem. Coraz ciężej mi się szło, a nogi zamarzały. Nagle usłyszałam zza pleców nadjeżdżający samochód. Im był bliżej mnie, coraz bardziej zwalniał . Zaczęłam się niepokoić lecz szlam dalej ze spuszczoną głowa. Samochód zastrzymał się, usłyszałam otwierające się drzwi.
- Hej podwieść cię? - był to głos młodego mężczyzny. Nie rozpoznawałam go. Pomyślałam, że mógłby mnie podwieźć na dworzec. Odwróciłam się. Był ubrany na czarno, a na głowie miał kaptur. Ledwo co mogłam dostrzec jego twarz.
- Wiesz może gdzie jest dworzec? - zapytałam cicho.
- Tak, podrzucę cię jeśli chcesz.
- Dobrze, dziękuje.
Wsiadłam do samochodu. Jechaliśmy dość wolno, zaczelismy oddalać się od miasteczka. Nagle zauważyłam, że światła gasną i nastaje ciemność, jedyne co widziałam to światła samochodu. Rozglądałam się na boki, byliśmy w lesie. Myśle, że byłam już tu kiedyś, bo poznaje te ścieżki. Kierowca coraz bardziej zwalniał, aż w końcu się zatrzymał.
- Co robisz? - zapytałam kiedy wysiadł z samochodu.
- Mam pomysł.
Zamknął drzwi i zniknął z zasięgu mojego wzroku. Chwile to trwało kiedy go nie widziałam, aż nagle pojawił się przed moimi drzwiami. Było ciemno, a jego białe zęby mocno się odznaczały. Mimo perełek uśmiech miał obrzydliwy, przerażający. Otworzył moje drzwi. Chciałam po raz kolejny zapytać o co chodzi, jednak zakleił mi buzię taśmą. Już wiedziałam ze jestem w niebezpieczeństwie. Zaczęłam się szarpać, mimo minusowej temperatury, czułam, że jest 40 stopni. Napastnik nie dawał za wygraną. Popchnął mnie na tylnie siedzenia, a ja nie miałam już siły walczyć. Związał mi ręce i zaczął mnie dotykać. Nogi miałam rozkraczone. Wziął nóż do ręki, próbowałam krzyczeć, szarpać się, lecz on przyłożył mi nóż do gardła. Nie mogłam oddychać. Wiedziałam, ze nie mam już szans. Pomyślałam o pięknych chwilach z Andreasem. O tym jak bardzo żałuje, że go opuściłam. Chciałabym teraz tak bardzo wrócić, wrócić do niego i wtulić się w jego silne ramiona. Wiedziałam że nie odpuszczę. Nagle poczułam siarczyste uderzenie w policzek, oddałam plując na oprawcę, który straszliwie się zdenerwował. Podkurczałam nogi i uderzyłam go w krocze. Zwinął się z bólu. Zbaralam szybko nóż i uciekłam w głąb lasu. Nie wiedziałam gdzie idę. Miałam ochotę się rozpłakać, ale wiedziałam, że znajdę drogę. Drogę do domu, do domu Andreasa. Nagle moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, a ja padłam na zimny śnieg.
~~~~~~~~~~~~~~~<<<<<<
Przepraszam za wszystkie błędy ortograficzne itp. Itd.
Rozdział pisany na szybko dość.
Buziaki 😛
Jeju ile się działo! Dobrze, że Dianie udało się w porę uciec. Mam nadzieję, że uda się jej trafić z powrotem do domu.
OdpowiedzUsuńCzekam na nowy rozdział.
Pozdrawiam i weny życzę! :))